wtorek, 14 maja 2013

Zapiski z dna - Drapieżnik

"(...)
Bałem się lustra. Jeśli czułem się tak strasznie, to jak strasznie musiałem wyglądać. Ciekawość jest naszym grzechem szczególnie upartym. Więc czasami snułem się w kierunku lustra, aby nagle spojrzeć w nie trwożliwie i pospiesznie tak, by w porę móc uciec przed swoim wizerunkiem. I ze zdumieniem widziałem tam twarz naznaczoną cierpieniem, ale twarz dosyć jeszcze przystojnego faceta. Wyglądałem o tyle lepiej niż się czułem, że budziło to moje zdumienie, chociaż stan, w jakim byłem, nie sprzyjał  zdumieniu.  Gdyby wylądowali  na  moim  balkonie  Marsjanie i przyssali swoje czułki do szyby  nie zdziwiłbym się. Zapewne moją pierwszą  myślą byłoby "Może  mają  jakieś skuteczne  lekarstwo  na depresję? A jeśli przybyliby zgładzić świat? To jestem gotowy."
Wiem, że zieleń jest zielona, ma nawet różne odcienie, ale nie dla mnie, wiem, że zdarzyło się przed chwilą coś zabawnego na ulicy, nie dla mnie. Im więcej i mocniej się dzieje, im weselej, tym bardziej boli, że nie dla mnie. Ale największe cierpienia sprawia mi melodyjka samochodu,  który  rozwozi  lody  i swoją  radosną  katarynką  zapowiada słodkie wesele.

Gdy człowiek umiera, od razu zaczyna plenić się wokół niego zapomnienie. Dobrze jest czasem wyobrazić sobie, jak się jest zapomnianym. Pójść alejami starego, umierającego cmentarza z myślą, że każdy grób jest twoim grobem. Sami nieustannie zapominamy innych i siebie, proces  rozkładu  pamięci  bywa  równie niezbędną  jak  wszystkie  inne formy rozkładu. Zapominamy też swoją przeszłość, niby jest, a nie ma jej. Po co więc przejmować się przeszłością i przyszłością? Przeszłość to była  przyszłość,  a przyszłość  to  przyszła  przeszłość.  Jest w upływie czasu jakie wielkie oszustwo, na które dajemy się nabrać. Jakbyśmy byli w obcęgach wczoraj i jutro. Szczęśliwi, którzy ujrzeli, że tych obcęgów nie ma, jest tylko nasze o nich wyobrażenie. Budda gładzi się po brzuszku i uśmiecha się. A ja jestem jak zardzewiały gwóźdź, gdzie mi do Buddy.

Uczucie zimna, jakby ktoś otworzył po kryjomu okna na Antarktydę. Ale ten chłód płynie z moich głębin. Nic nie pomoże okrywanie się swetrami i kocami. Okrywam tylko ciało, gdy marznie dusza. 


Coraz częściej znajdowałem się na granicy między stanem źle i bardzo źle a jako tako. Zdarzało się, że przekraczałem tę granicę kilka razy dziennie, czasami wielekroć podczas godziny, kilka razy podczas minuty. Nie  potrafiłem  sam  za  sobą  nadążać.  Czasami  zakopywałem  ból  jak pies  kość,  rozglądając  się  nieufnie  na  boki,  kiedy  indziej  ból  znikał, odcięty  niewidocznym  ostrzem.  Ale  szybko  wracał,  drapieżnik, bywało, że nagle skakał mi na kark. Wżerał się w głowę, rozsiadał się w klatce piersiowej, zadomawiał się w stopach, które mi cierpły. 

Wielki pożytek z depresji - jeśli staniesz na chwilę w środku między nią a zdrowym światem, to już wiesz, czego ten świat nie wie, chociaż gębę ma pełną pięknych frazesów  "w s z y s c y   s ą   r ó w n i e  w a ż n i   a l b o   r ó w n i e   n i e w a ż n i."

Fragment "Rzeki podziemnej" autorstwa Tomasza Jastruna. Powieść ta jest zapisem prawdziwej walki osoby cierpiącej na depresję. Jeśli chcesz poznać inne historie osób, które wygrały z depresją, zajrzyj tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz